niedziela, 10 kwietnia 2011

Ks mitrat dr Stefan Batruch o bł. Emilianie Kowczu

W związku ze zbliżającymi się uroczystościami ku czci bł. Emiliana proponujemy lekturę artykułu o nim z lubelskiej witryny parafialnej, pióra lubelskiego proboszcza ks. Stefana Batrucha.

Zapraszamy również na blog ks. diakona Piotra Siwickiego, gdzie w najbliższych dniach publikowane będą inne teksty poświęcone bł. Emilianowi.

***********************************************************************************


Batruch Stefan
 
Ks. Emilian Kowcz (1884-1944)
 
Ks. Emilian Kowcz urodził się 20 sierpnia 1884 roku w miejscowości Kosmacz w powiecie Kosowskim na Huculszczyźnie w rodzinie miejscowego proboszcza.. Po ukończeniu szkoły przeniósł się do Gimnazjum Państwowego we Lwowie. Studia filozoficzno-teologiczne kontynuuje w Rzymie na Uniwersytecie Urbanianum a mieszka w Collegium świętych Sergiusza i Wakha przy Piazza Madonna dei Mondi w okresie od 1905 do 1911 roku. Studiuje razem z późniejszym Biskupem Przemyskim Jozafatem Kocołowskim(również beatyfikowanym jako męczennik za wiarę przez Papieża Jana Pawła II we Lwowie). W roku 1910  poślubił Marię-Annę Dobrzańską, a rok później przyjął święcenia kapłańskie z rąk Księdza  Biskupa Hryhorija Chomyszyna Ordynariusza Eparchii(Diecezji) Stanisławowskiej. Swoje pierwsze doświadczenia pastoralne zdobywał na Parafii w Podwołoczyskach w powiecie Sokalskim. W 1912 roku zgłosił się do pracy misyjnej w Bośni wśród kolonistów ukraińskich, gdzie administrował Parafią w Kozarac w okręgu Prijedor. Po czterech latach  ks. Emilian wraca do Galicji i zostaje mianowany wikariuszem Parafii w Sernikach Górnych w powiecie Rohatyńskim. W roku 1919 otrzymuje dekret na kapelana. Z relacji świadków wiadomo, iż każdego dnia jako duchowny odprawiał Liturgię, odwiedzał rannych w szpitalu wojskowym, załatwiał sprawy konfliktowe, podtrzymywał na duchu chorych.  Pewnego razu w czasie gdy trwała  obustronna strzelanina ks. Emilian wybiegł na odległość 50 metrów do rannego w nogę aby zaciągnąc go do szpitala polowego i na słowa przestrogi, iż ryzykuje życiem odpowiedział żartobliwie: „Wiecie przecież panowie, że jestem poświęcony, a święconego kula tak łatwo nie bierze.” Pod koniec swojej kapelańskiej służby zachorował na tyfus, gdy żona odnalazła ks. Kowcza w pierwszej chwili gdy go zobaczyła zemdlała, gdyż  bardziej przypominał straszydło niż realnego człowieka, twarz miał całą ciemną miejscami, aż czarną. Po pewnym czasie zaczął wracać do zdrowia i wraz z rodziną przejechał do Borszowa, gdzie objął Parafię i prowadził działalność duszpasterską przez kilkanaście miesięcy. W roku 1922 ks. Emilian został mianowany Proboszczem Parafii św.Mikołaja w Przemyślanach, miasteczku liczącym około 5000 tysięcy mieszkańców z czego 3000 stanowili Żydzi, a po  jednym tysiącu. Ukraińcy i Polacy. Od samego początku z wielkim zapałem zabrał się do odnowienia życia religijnego zaniedbanej wcześnie wspólnoty parafialnej. Zorganizował niezbędne środki na remont cerkwi parafialnej, która chyliła się ku ruinie. Angażował się również w wszechstronną działalność społeczną, był inicjatorem szeregu przedsięwzięć o charakterze oświatowo-kulturalnym. Animował rozwój ruchu spółdzielczego. Dynamiczna działalność religijno-społeczna oraz zdecydowana  postawa w obronie praw społeczności ukraińskiej w Galicji do wszechstronnego rozwoju polityczno-ekonomicznego budziła obawy u przedstawicieli władz administracyjnych w Przemyślanach, gdyż była postrzegana jako szkodliwa i niebezpieczna dla interesów wielonarodowego Państwa Polskiego. Donosy, przeszukiwania, rewizje mieszkania, szykanowania, aresztowanie miały miejsce w przypadku ks. Kowcza bardzo często. Zaledwie w latach od 1925 do 1934 w mieszkaniu Kowczów  dokonano 40  rewizji a więc  raz na trzy miesiące policja przeprowadzała kontrole w jego domu z czego połowa kończyła się aresztem i dłuższym bądź krótszym uwięzieniem. Należy zaznaczyć, iż jego praca  duszpasterska nie była w jakimkolwiek stopniu związana z uczuciem wrogości wobec innych narodowości zamieszkujących Przemyślany. Gdy po klęsce wrześniowej w 1939 roku duża część ludności polskiej została zaaresztowana i wywieziona na Sybir, to niektórzy parafianie z Korosna dopuścili się grabieży mienia w opuszczonych domostwach, wówczas ks.Emilian nie zawahał się napiętnować ich uczynek na kazaniu takimi oto słowami:”Myślałem, że was wychowywałem na dobrych parafian, ale teraz widzę, że zmieniliście się niestety w jakąś ohydną zgraję rozbójników. Wstyd mi przed Bogiem za wasze podłe zachowanie”. Tak kategoryczne i ostre napiętnowanie zawstydziło wiernych i doprowadziło w skorym czasie do zwroty zagrabionych rzeczy. Zdziesiątkowane rodziny po praejęciu władzy przez bolszewików znalazły się w  bardzo dramatycznej sytuacji materialnej, bez niezbędnych zasobów do życia. Ks.Kowcz widząc tą sytuację energicznie zabrał się do organizowania pomocy dla polskich wdów i sierot.
W czasie sprawowania w mieście  władzy przez sowietów, nie zaprzestał organizowania publicznych procesji związanych z poświęceniem wody na święto Chrztu Pańskiego 19 stycznia zwane również Jordanem. Mimo , iż komuniści byli niechętnie nastawieni do organizowania tego typu pochodów, nie uległ ich presji i dalej starał się  o to by włączyć w ich przebieg jak największą liczbę mieszkańców miasta. Ogromną popularnością wśród wiernych Kościoła greckokatolickiego jak i rzymskokatolickiego cieszyły się, Kongresy Eucharystyczne, zainicjowane również przez niego. Ksiądz Emilian posiadał szczególny charyzmat kaznodziejski, potrafił w czasie wygłaszanych przemówień dotrzeć do serca i umysłu słuchaczy. Cieszył się ogromną popularnością wśród wiernych, również poprzez swoje homilie. Potrafił mówić jasno z przejęciem i osobistym zaangażowaniem piętnując wszelkie przejawy  zła. Często gdy wygłaszał kazania okolicznościowe obecni poruszeni usłyszaną treścią płakali. Jednak Jego gorliwa działalność duszpasterska nie pozostała bez echa wśród bolszewików i doprowadziła do tego, iż pewnego czerwcowego dnia 1941 roku NKWDyści  wtargnęli na plebanię z zamiarem aresztu, zaskoczony ksiądz Emilian zaczął półgłosem spontanicznie modlić się, , wtedy podszedł jeden z funkcjonariuszy i przystawił mu do szyi pistolet i powiedział: ”Oj, ojczylku, ty nic innego nie potrafisz jak tylko modlić się, módl się, módl , może ci to coś pomoże...” I nagle w tym samym momencie dało się słyszeć z zewnątrz przeraźliwy zgiełk alarmu, gdyż zaczął się nalot na miasto niemieckich bombowców i wszyscy przerażeni straszliwym hukiem rozpierzchli się, każdy w swoją stronę i dzięki temu po raz kolejny uciekł przed śmiercią. Jak się okazało po czasie wszyscy aresztowani przez NKWD zostali pomordowani.
O plebani zamieszkiwanej przez rodzinę Kowczów, która wraz z żoną i sześciorgiem dzieci liczyła osiem osób mówiono w mieście, iż” Nad tym domem krążą aniołowie”. Prawie zawsze prócz najbliższych przebywał tam ktoś będący w potrzebie.  Ksiądz Emilian, gdy spotykał w czasie swojej duszpasterskiej pracy jakieś osierocone, zaniedbane, wychudzone z głodu dzieci, od razu brał je  do siebie aby w miarę możliwości wraz z małżonką okazać im pełną miłości troskę. Ich dom był pełen ludzi, którym starano się pomóc w ich nagłych niekiedy bardzo dramatycznych sytuacjach życiowych. Poświęcał się służbie ludziom i ich potrzebom duchowo-materialnym do tego stopnia, iż zaniedbywał całkowicie interesy własne jak również swojej rodziny. Dzięki jednak swoim zdolnościom organizatorskim, mądrości życiowej, konsekwencji w dążeniu do celu udawało mu się znajdować wyjście nawet z najtrudniejszego położenia.
Wraz z wkroczeniem wojsk hitlerowskich w 1941 roku do Przemyślan, zaczęła się masowa eksterminacja Żydów. Ksiądz Kowcz zwraca się z apelem do wiernych a w szczególny sposób do młodzieży by nie wchodziła we współpracę z nową władzą administracyjną i jej działaniami zbrodniczymi, aby nie uległa antyżydowskim prowokacjom. W swoich wystąpieniach odważnie piętnuje antyludzką politykę nazistowską. Dla ratowania  życia innych był gotowy narażać siebie i nawet własną rodzinę. Pewnego razu gdy Gmina Żydowska zebrała się w Synagodze na modlitwę.gestapowcy przygotowali na nich śmiertelną pułapkę. Zamknęli drzwi Synagogi od zewnątrz i podpalili budynek z ludźmi w środku okrążając go dookoła kordonem wojska. Ksiądz Emilian w raz z synem byli w tym czasie w domu i zauważyli dym unoszący się z Synagogi oraz usłyszeli rozpaczliwy krzyk ludzki. W tym samym momencie do plebanii wbiegło kilku Żydów błagając księdza Kowcza o pomoc. Ojciec bez najmniejszego wahania wybiegł z domu, jak relacjonuje jego syn Myron, ale co może poradzić jeden człowiek w tej beznadziejnej  sytuacji biegnąc za nim myślał w duchu. Ksiądz Emilian wbiegł w tłum obok Synagogi i pewnym  stanowczym głosem po niemiecku zaczął krzyczeć na gestapowców aby zostawili w spokoju Synagogę i odeszli precz z tego miejsca. I stała się rzecz niezwykła, zdezorientowani hitlerowcy wsiedli na swoje motocykle i odjechali na posterunek. Ksiądz Kowcz razem z innymi otworzył zablokowane ciężkim słupem drzwi,  wdarł się do środka i zaczął wyciągać na pół przytomnych, krzycząc przy tym aby uciekali z budynku, bo gestapowcy mogą zaraz wrócić z powrotem. Z narażeniem własnego życia ratował kogo się dało, natrafił przy tym na małą postać, która uczepiła się jego szyi, chwycił ją zdecydowanie i wyniósł na zewnątrz. Jak się potem okazało tą małą zalęknioną i bezbronną istotą był Rabin Bełza, który po wojnie poszukiwał księdza Kowcza aby mu podziękować za uratowane życie, ale niestety nie spotkał go już więcej.
W środowisku żydowskim ojciec Emilian cieszył się ogromnym autorytetem i zaufaniem. Prześladowani żydzi zaczynają coraz częściej szukać pomocy u niezłomnego Proboszcza z Przemyślan. Zgłaszają się delegacje z prośbą o umożliwienie przejścia na chrześcijaństwo. Nie łatwo mu było podjąć decyzję, kilkakrotnie udawał się w tej sprawie do Metropolity Andreja Szeptyckiego. W końcu przyjmuje decyzję, iż po uprzedniej katechizacji będzie udzielać dla chętnych zbiorowych chrztów. Władze hitlerowskie w swojej rasistowskiej polityce obojętnie odnosiły się do przynależności wyznaniowej ludności pochodzenia żydowskiego i konwersja na chrześcijaństwo nie zwiększała szansy na ocalenie przed śmiercią. Natomiast jawna filożydowska działalność księdza Kowcza łamiącego zarządzenia firera nie mogła być długo tolerowana przez nazistów. Lekceważąc ostrzeżenia władz okupacyjnych odwiedzał z posługą duszpasterską  w getcie skazanych na zagładę a to były już zbyt śmiałe kroki niepokornego kapłana wymierzone wyraźnie przeciwko planom eksterminacyjnym hitlerowców. Zwrócił się nawet z listem do Hitlera z żądaniem umożliwienia mu odwiedzania wspólnoty żydowskiej w getcie, piętnując równocześnie zbrodnie nazistów.
Taka nielojalna postawa wobec polityki hitlerowskiej, musiała w konsekwencji doprowadzić do aresztu. W grudniu 1942 roku został wtrącony do lwowskiego więzienia przy ul. Łąckiego. Po przesłuchaniach i torturach stracił na jakiś czas władanie w nogach. Jednak mimo ogromnego bólu i cierpienia jakie przeżywał z powodu znęcania się nad nim, na jego twarzy jak zaznają świadkowie widniał pogodny jasny uśmiech. Będąc bitym i dręczonym potrafił pocieszać drugich. Wczesnym rankiem budził się ze snu i szeptem modlił się za wszystkich cierpiących. Rodzina i znajomi dokładali wszelkich starań aby wydostać go z więzienia, w starania o uwolnienie zaangażował się również osobiście Metropolita Szeptycki. I gdy wydawało się, że zwolnienie jest już blisko, wystarczyło jedynie, że ksiądz Kowcz zobowiąże się na piśmie, iż nie będzie udzielał jakiejkolwiek pomocy Żydom. Niezłomny kapłan odmówił i nie zgodził się napisać takiego oświadczenia. Po kilku miesiącach został przewieziony do obozu na Majdanku. Otrzymał numer 2399 i ten numer wybity na blaszce zachował się w Muzeum do dzisiaj. Został umieszczony w baraku  14, który również stoi  na tym samym miejscu również obecnie.. W tym baraku gdzieś w kącie ksiądz Emilian potajemnie odprawiał Liturgię, tam też spowiadał współwięźniów. Swój pobyt  w obozie traktował jako dar opatrznościowy od Boga. Pisał o tym wlistach do rodziny w taki oto sposób: ” Ja rozumiem, że robicie starania o moje uwolnienie. Ale proszę was abyście już nic więcej nie robili w tej sprawie. Wczoraj zostało zabitych kolejnych 50 osób. Jeżeli ja nie będę tutaj to kto pomoże im przetrwać te cierpienia? Oni poszliby do wieczności ze wszystkimi swoimi grzechami w głębokiej rozpaczy, która prowadzi do piekła. Teraz idą z podniesionymi do góry głowami, zostawiając swoje grzechy. Przechodzą próg wieczności,  poczuciem szczęścia w sercach. Widziałem pokój i jasność, która ich ogarniała...”., i dalej czytamy:„ Dziękuję Bogu za Jego miłość do mnie. Oprócz nieba, jest to jedyne miejsce, w jakim pragnę pozostawać. Wszyscy tutaj jesteśmy równi - Polacy, Żydzi, Ukraińcy, Rosjanie, Łotysze i Estończycy. Teraz jestem tutaj jedynym kapłanem. Nie wyobrażam sobie co oni by zrobili beze mnie. Tu widzę Boga - Boga jedynego dla nas wszystkich,  niezależnie od różnic religijnych, które są między nami. Może nasze Kościoły różnią się między sobą, ale we wszystkich nich króluje ten sam wszechmogący Bóg. Gdy odprawiam Liturgię, wszyscy się modlą razem. Modlą się w różnych językach – ale czy Bóg nie rozumie wszystkich języków? Umierają w różny sposób, a ja pomagam im przejść  próg śmierci. Czy to nie jest błogosławieństwo? Czyż to nie jest najcudowniejsza korona, jaką mógł mi włożyć na głowę mój Pan? Tak! Każdego dnia tysiąckroć dziękuję Bogu, że posłał mnie tu. Nie śmiem go prosić o nic więcej. Nie rozpaczajcie za mną – radujcie się ze mną! Módlcie się za twórców tego obozu i tej ideologii. Oni potrzebują waszych modlitw. Niech Bóg zmiłuje się nad nimi”.
Majdanek był miejscem cierpienia i męczeństwa wielu tysięcy istnień ludzkich, ale świadectwo księdza Emiliana pokazuje, że można było to piekło na Ziemi przeżywać w różny sposób. Czy my chrześcijanie początku trzeciego tysiąclecia zdołamy w naszym życiu chociaż w znikomym stopniu przeżywać tak jak On dramaty naszych codziennych trudności i cierpień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz